Ewa Stankiewicz, dziennikarka „Gazety Polskiej Codziennie”, chciała porozmawiać z parlamentarzystą Platformy Obywatelskiej. Podeszła do niego z kamerą w dłoni. Stefan Niesiołowski był wyraźnie zdenerwowany. Gdy przedstawiła się i zadała pytanie, odparł, że nie będzie z nią rozmawiał i zabronił się nagrywać.
To jest pani od tego filmu Solidarni, od tego PiS-owskiego paskudztwa, tak? – pytał Niesiołowski.
Nie jestem od Pospieszalskiego, mam osobne imię i nazwisko. I nie PiS-owskiego paskudztwa, tylko dokumentu – odparła Stankiewicz.
Niesiołowski odparł, żeby poszła do PiS-u i zagroził, że jeśli nie przestanie go nagrywać, rozbije jej kamerę. Potem gwałtownie próbował zasłonić obiektyw i rzucił parokrotnie: Won stąd!
Poseł PO tłumaczył się z tego incydentu następnego dnia, w sobotę.
Mało mi zębów nie wybiła tą kamerą – mówił Stefan Niesiołowski w TVN24. – Prosiłem, żeby odeszła, żeby sobie poszła. Była jak głucha, jak grochem o ścianę – argumentował parlamentarzysta, usprawiedliwiając swoją reakcję.
Odsunąłem kamerę grzecznie– stwierdził poseł Niesiołowski.